W debiutanckim sezonie w Eurolidze, która staje się poważną konkurencją dla NBA, zespół z Paryża zachwyca. Seria 10 kolejnych zwycięstw, 11 wygranych w pierwszych 14 meczach, triumfy nad Barceloną, Olympiakosem i Anadolu Efesem – to wyniki niemal nieziemskie.
Przez chwilę byli nawet liderem, a obecnie, po 22 meczach sezonu, wciąż znajdują się w czołowej piątce. Dodatkowo, paryżanie to drużyna, której żadna z potęg nie będzie chciała spotkać w play-off. – Nasz sufit nie istnieje – mówi trener Tiago Splitter.
Drużyna ze stolicy Francji nie tylko wygrywa, ale robi to w stylu, który przyciąga tłumy. Bilet do ośmiotysięcznej Adidas Areny to prawdziwy rarytas. Na trybunach można spotkać takie osobistości jak były piłkarz Lilian Thuram, aktor Omar Sy czy jeden z najpopularniejszych francuskich youtuberów, Mister V. „Na koszykarski Paryż zrobiła się moda” – pisze „Le Parisien”, podkreślając, że celebryci przed meczem rozmawiają z graczami, przybijają piątki i żartują. „Na meczach piłkarskiego Paris Saint-Germain to niemożliwe” – dodaje francuski dziennik.
Aż trudno uwierzyć, że do niedawna Paryż był niemal pustynią koszykarską. Mimo że odbywa się tu coroczny turniej streetballowy Quai 54 pod patronatem Michaela Jordana, a w Levallois-Perret grają Metropolitans, Paryż nie miał poważnej drużyny do 2018 roku.
Wszystko zmieniło się, gdy dwóch Amerykanów – Eric Schwarz i David Kahn – połączyli siły. Schwarz, nowojorski biznesmen i inwestor z Wall Street, wniósł pieniądze i pasję, a Kahn, były prezydent klubu NBA Minnesota Timberwolves, wprowadził doświadczenie i know-how.
Kahn, wcześniej znany z tego, że nie wybrał Stephena Curry’ego w drafcie NBA w 2009 roku, traktuje Paryż jako swoisty sposób na odkupienie się. – Założyć drużynę w Europie to coś, o czym marzyłem od dekady – mówi Kahn w dokumentalnym materiale Euroleague TV.
Na początku, gdy Schwarz i Kahn zapłacili 50 tys. dolarów za drugoligową licencję, nie mieli nic – oprócz ambitnych planów. A pierwsze mecze przyciągnęły zaledwie siedem osób. Jednak po zdobyciu Eurocup w 2022 roku, po drodze wygrywając 15 meczów z rzędu, drużyna zdobyła awans do Euroligi.
W ciągu zaledwie pięciu lat udało im się awansować do najwyższej ligi. Paryż zadebiutował w Pro B w sezonie 2018-19, a w 2021 roku znalazł się już w elicie, zdobywając wicemistrzostwo i prestiżowy Leaders Cup.
Tak szybki wzrost drużyny stał się możliwy dzięki wprowadzeniu nowego trenera – 42-letniego Tuomasa Iisalo, który jest uznawany za „koszykarskiego mastermind”. Zmieniał kluby, w których pracował, w potęgi – zaczynając od niemieckiego Crailsheim Merlins, przez Telekom Baskets Bonn, aż po Paris Basketball, który teraz pod jego przewodnictwem gra szybki, kontrolowany chaos.
Jego filozofia opiera się na przyspieszeniu gry i szybkim realizowaniu zagrywek. – To może wyglądać jak chaos, ale to chaos kontrolowany – mówi Tiago Splitter, który kontynuuje pracę po Iisalo w Paryżu.
Paryż, który przedtem nie miał wielkich gwiazd, obecnie bije rekordy, a gracze, którzy wcześniej byli tylko solidnymi zawodnikami, teraz tworzą najbardziej ekscytującą drużynę w Europie. W jednym z meczów z Albą Berlin oddali aż 52 rzuty za trzy.
Wyjątkowym graczem drużyny jest T.J. Shorts – rozgrywający o wzroście 175 cm, który zdobywa średnio 18,4 punktu i 7 asyst. Były gracz polskiej ligi, dziś jest jednym z kandydatów do MVP Euroligi.
Tak jak drużyna, Shorts wymyka się stereotypom, podobnie jak cała ekipa, która przed meczami zamiast czekać w ciszy, tańczy, rapuje i wspólnie się bawi. – Chemia jest wszystkim – mówi T.J. Shorts.